Agata
Manosa

La Religieuse, Serge Lutens.

2015-03-04 - Agata Herbut



Jeden z najbardziej problematycznych zapachów jakie miałam okazję nosić na sobie. La Religieuse Serge’a Lutensa to najnowsza kompozycja mistrza i jak dla mnie – najdziwniejsza. W perfumeriach pojawiły się z końcem stycznia, a ich wymiar ma być głęboki, filozoficzny i religijny. Kompozycja Zakonnicy stanowi bitwę dobra i zła, kontrast czerni i bieli. Skąd się wzięła?
Lutens mówi, że życie zmusiło jego mamę do urodzenia dziecka pod opieką sióstr zakonnych, po latach zdradziła synowi, że był to zły czas i otaczali ją źli ludzie. Znając historię powstania La Religieuse w Twojej głowie rodzi się pierwszy problem pod tytułem czy może podobać mi się coś, co zrodziło się ze złych wspomnień? . Dalej: czy świadomość tego, że zapach opowiada o złych doświadczeniach nie powinna sprawić iż odrzucę Zakonnicę i będzie mnie od niej podświadomie odrzucać?



Nie odrzuca. Przyciąga.






Zakonnica jest perwersyjna? Powinna być, biorąc pod uwagę mocne nuty jakie ścierają się ze sobą.
Znajdziemy tutaj jaśmin, który jest czysty i biały jak śnieg – to on reprezentuje jasną stronę kompozycji. Czarną i tajemniczą stronę przedstawia natomiast tercet: piżmo, kadzidło, cywet. Uczta dla oczu jaką uraczył na Lutens! Minimalistyczna butelka zawierająca przepiękny płyn o kolorze ciemnego fioletu, w słońcu natomiast lśniący jaskrawym różem. Jak trucizna.




Co czuję? Moją młodość i wiśniówkę, którą piłam w tajemnicy przed mamusią i tatusiem (Mamo jeśli to czytasz: nie było tego dużo!). Porównywanie zapachu Lutensa do zapachu alkoholu za kilka złotych może powodować, że nie będziecie miały ochoty sięgnąć po nie w perfumerii, ale nic bardziej mylnego! Pierwsze sekundy aromatu jaki można poczuć zbliżając nos do butelki są piękne, możesz też poczuć to w ultra słodkich winach. Coś głębokiego, świdrującego nos. Wiele razy powtarzałam, że jeszcze nigdy nie spotkałam perfum, które są moimi idealnymi, ten ideał jest gdzieś głęboko w mojej głowie. Ale uwaga! La Religieuse są naprawdę bliskie temu, dodałabym do nich jeszcze trochę przypraw, które sprawiłyby, że całość prawdopodobnie byłaby nie do zniesienia. Dlatego też raczej nigdy nie znajdę zapachu, który siedzi w mojej głowie. Wracając do Zakonnicy – ja uwielbiam i ostatnio się nią zlewam, Tomek nienanwidzi i każe wychodzić mi z domu, a jak bardzo inaczej można odbierać La Religieuse możecie przekonać się czytając recenzję u Sabbath of Senses. Trzy osoby, każdy ma coś innego do przekazania. To jest dopiero nieprzyzwoicie pociągające!




Nie napiszę, że są piękne i zmysłowe – bo takie nie są. Są ciekawe, nietuzinkowe, przylegające do skóry, winne (o tak, to doskonałe słowo!), kojarzą mi się odrobinę z późną jesienią i najbardziej czerwonymi jabłkami jakie widziałam. Jest w nich coś takiego, że wciąż o nich myślę i uwaga – zajęły miejsce na półce z pielęgnacją, której używam codziennie. Przypadek? Nie sądzę :).