Najnowsza propozycja marki Burberry to kolejna wariacja rodziny My Burberry autorstwa Francisa Kurkdjiana.
Powstała w wyniku inspiracji ogrodem londyńskim oświetlonym pierwszymi promieniami słońca, które budzą do życia pąki.
My Burberry Blush to przede wszystkim nieznana do tej pory (a przynajmniej w takim natężeniu) w rodzinie My Burberry świeżość, jasność, energia. Co znajdziesz w pastelowym flakonie? Nutą głowy jest granat i cytryna, nutą serca
geranium, jabłko oraz płatki róży, w bazie natomiast rozbrzmiewa
jaśmin i wisteria. Pierwsze wrażania? Klasyczna wersja wzbogacona o owocową nutę.
Patrząc na flakon można by przypuszczać, że zawartość będzie landrynkowa, słodka lub pudrowa albo jedno i drugie. Na szczęście tak się nie stało i marka Burberry nie podążyła jesiennym trendem, ominęła totalnie słodką drogę. Pozwoliła nam na oddech i to na oddech świeżości.
Ale pozostańmy przy flakonie, doskonale oddaje charakter zamkniętej w nim, niezwykle kobiecej kompozycji. Detale go zdobiące nawiązują do modowych korzeni marki – kościany korek inspirowany jest guzikami słynnego trencza Burberry natomiast ręcznie wiązana wokół korka wstążka z różowej gabardyny, materiału wynalezionego przez Thomasa Burberry ponad 100 lat temu.
Zwracają uwagę i wybijają się na tle jesiennych nowości – czym najbardziej? Nie ma w nich przesadnej słodyczy, została zastąpiona owocami, w spisie składników znajduje się granat, ale wydaje mi się, że bardziej wyczuwam malinę? Brakowało mi takiej odmiany! Jesień nie zawsze musi kojarzyć się z ciepłym kocem, książką i słodkim, zapachowym ogonem (chciałam dodać do mojej wyliczanki wino, ale zrezygnowałam, wino jest pożądane o każdej porze roku!).
Znasz My Burberry Blush? Jakie są Twoje wrażenia?