Agata
Manosa

Ulubieńcy grudnia 2016.

2016-12-28 - Agata Herbut


Wykorzystuję czas, gdy część rodziny piętro pode mną wcina ciastka, moja najmłodsza bąbelka śpi obok, aby za chwilę wstać i mieć energię do samego rana i opiszę ulubieńców grudnia! Co prawda miesiąc jeszcze się nie skończył, ale nie ma na co czekać! Ulubione produkty grudnia przed Wami!






Byłam wierna dwóm totalnie skrajnym podkładom, pierwszy z nich to Skin 79,Super + BB o którym pisałam już niejednokrotnie.
Ma odrobinę jasny, ziemisty kolor, który rozjaśnia skórę zatem latem czy wiosną należy z nim uważać. Zimą lub jesienią jak dla mnie jest idealny! Pięknie rozświetla, nawilża i maskuje niedoskonałości – jest trwały i wydajny. Najważniejszym aspektem kremu BB jest pielęgnacja i filtr ochronny, tutaj mamy do dyspozycji aż 50! Warto spróbować, to naprawdę dobrze kryjący i trwały produkt. Drugim ulubieńcem jest również świetnie kryjący podkład od La Mer, The Soft Fluid Long Wear Foundation SPF 20. Od Skin 79 różni go przede wszystkim lekkość, wydajność i wykończenie – jest bardziej naturalne. Pisałam o nim całkiem niedawno tutaj: La Mer The Soft Fluid Long Wear Foundation SPF 20.





Pomadki do ust to głównie kolejny raz odkrycie uwielbienia dla malinowego różu, tym razem od Bobbi Brown (Plum Rose) oraz MAC (Pink Pigeon). Na zdjęciu jest także jeden z ulubionych błyszczyków z limitowanej kolekcji MAC, niestety już nie do zdobycia, ale kolor ma genialny, prawda?
Pielęgnacja ust w grudniu najchętniej z Bobbi Brown i nowej odsłonie klasycznego nawilżacza w okrągłym, metalowym pudełeczku.
Mam niestety jednak wrażenie, że zdecydowanie szybciej znika ze sztyftu niż z pudełeczka.
Czerwona pomadka w kredce od NARS to coś niesamowitego! Trwałość jest naprawdę niewiarygodna! Naprawdę nie sądziłam, że odkryję produkt, który tak mocno mnie zaskoczy. Jeśli będziesz w pobliżu Sephory zwróć uwagę na Velvet Matte Lip Pencil w odcieniu Mysterious Red.




Bardzo chętnie sięgałam po paletę do róży NARS, po pierwsze poprzez dobór odcieni, po drugie ponieważ są napawddę fajnej jakości, a po trzecie dzięki pięknemu opakowaniu. Najchętniej sięgałam po trzy pierwsze od lewej kolory z Cheek & Lip Palette True Story. Paleta pochodzi z limitowanej kolekcji, ale jest jeszcze do zdobycia w Sephora więc poczekajcie do czasu świątecznych rabatów i klikajcie! Ah, w zestawie jest jeszcze kredka do ust o której pisałam wyżej: Velvet Matte Lip Pencil Mysterious Red.





Zapachowo najczęściej byłam wierna J’ose od Eisenberg. Dymnie i gęsto! Pisałam o nim kiedyś: J’ose to zapach w którym czuję dym, nie ten papierosowy – to odrobina dymu spod sceny, zapach lekko dusznego, gorącego, ale jednocześnie pociągającego. Nie czuję żadnej świeżości, kwiatów czy plastiku – Eisenberg stworzył kreację, która pasuje do mnie idealnie, jak druga skóra, jak brakujący element. Mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że J’ose to Ja. Po kilku latach nadal jest tak samo. W tym roku do ofert dołączył antyperspirant o zapachu J’ose. Używam z miłości do zapachu, ale niestety nie do końca dobrze radzi sobie ze swoim zadaniem czyli byciem antyperspirantem. Jest to jednak kwestia tak indywidualna, że nie jestem w stanie jednoznacznie go ocenić.
Niemniej jednak – zapach jest piękny!







Maski! Balsamy! Nie ma zaskoczenia, od lat Mask o f Magnamity od Lush. Wielkie wow! Kocham i uwielbiam, dla mnie idealna maska! W tej chwili mogę Ci powiedzieć, że Ocean Sali i Mask of Magnamity to moi ulubieńcy. Maska głęboko oczyszcza, zawierająca m.in. kaolin, bentonit, miód, fasolkę i mięte pieprzową. Dający zielone zabawienie chlorofil rozjaśnia, mielona fasolka Aduki delikatnie peelinguje, zaś mięta pieprzowa dezynfekuje, chłodzi i odświeża skórę. Skóra staje się rozjaśniona, odświeżona i dobrze oczyszczona. Pięknie pachnie! Moment w którym czujesz zapach i odświeżające działanie mięty na swojej skórze jest bezcenny – plus milion procent energii gwarantowane! Obok maski możesz zobaczyć bananowy balsam do ciała – pachnie prawdziwymi bananami, fajnie nawilża i jest bardzo wydajny. Tą partię dostarczyła mi przyjaciółka prosto z Ukrainy.





Od jakiegoś czasu jestem wierna kremom do rąk Kiehl’s. Niechętnie używam specyfików do rąk, ale w sytuacji kryzysowej jestem zmuszona. Te od Kiehl’s bardzo szybko się wchłaniają, nie lepią się i nie kleją, pozostawiają minimalny aromat na dłoniach i co najważniejsze – są skuteczne. Ma wersję w 20 ml opakowaniu, dzięki czemu mogę mieć go zawsze przy sobie.
I jeszcze jedno zaskoczenie czyli The Body Shop i maseczka/żel do oczyszczania twarzy Tea Tree 3 in 1 Wash Scrub Mask – zawierający 100% organicznego oleju herbacianego. Pozostawia skórę totalnie odświeżoną i oczyszczoną, bezbłędnie pachnie i jest naprawdę skuteczna. Lubię!



Co u Ciebie pojawiło się na liście ulubieńców w grudniu?