Wiem, że u Ciebie z dwadzieścia pięć stopni w cieniu, ale w związku z tym, że mam dość swoich włosów, znowu jestem w czapce. Obiecuję, że za tydzień już nie będę! Miałam ochotę na mocniejszy makijaż, chciałam użyć trochę zieleni, niebieskości i czerni.
Zrobiłam go przy użyciu cieni w piance – bardzo je lubię za trwałość, łatwość aplikacji i fajną pigmentację. Dodatkowo są mega wydajne i można je ze sobą fajnie łączyć, dzięki czemu możemy uzyskać zupełnie nowe kolory.
Postawiłam też na coś, co uwielbiają Azjatki (i nie tylko one), a mianowicie wklepywanie pomadki w usta. Podoba mi się koncept lekko niedbałego, naturalnego makijażu, który stoi w opozycji do totalnie wyrysowanych, niemalże karykaturalnych ust. Zdaję sobie sprawę, że każda z nas czuje się dobrze w czym innym, ja na codzień stawiam natomiast właśnie na taki makijaż ust.
Jest trochę zieleni, czerni i niebieskości na powiece oraz piękny odcień malinowej, zgaszonej pomadki. Na policzkach odrobinę rozświetlacza, niczego więcej nie potrzebuję.
Mam na sobie:
Twarz: Sisley Super Soin Solaire Tinted Sun Care SPF 30,1 Natural (recenzja: Sisley Super Soin Solaire Tinted Sun Care SPF 30.), MAC Cosmetics Mineraline Skinfinish Lightscapade
Oczy:
Chanel Illusion d’Ombre: 122 Ocean Light, 126 Griffith Green, Chanel Chanel Stylo Eyeshadow 57 Black Stream (jako baza)
Usta: Sisley Phyto Lip Twist, 16 & 18 (wklepane w usta).
Kupujesz mnie w takim wydaniu?