Agata
Manosa

Instagram. Czepiam się.

2014-11-13 - Agata Herbut

Jest kawa w towarzystwie kwiatów, rozrzuconych drobin cukru, ze świeżą bagietą i najnowszym numerem jakiejś modnej, kolorowej gazety (o dziwo Wyborczej czy Newsweeka nigdy nie widziałam). Jest piękny posiłek wzbogacony o piękne dodatki, są nogi, a między nimi śniadanie/obiad/kolacja, jest także but na stole, tryliony kotów, kwiaty w papierowej torbie od Chanel, jeszcze więcej toreb, jeszcze więcej inicjałów MK i jego produktów żyjących własnym życiem i na przykład zajmujących nawet osobne krzesło w restauracji. W tym wszystkim jestem i ja i mój profil oraz moje owsianki, kosmetyki, paznokcie, zmordowana twarz po bieganiu i niemal wszystko, co dzieje się dookoła. Od jakiegoś czasu mam pewien problem z Instagramem – otóż zaczyna męczyć mnie wtórność. Z jednej strony męczą mnie zdjęcia z misternie poukładanymi ziarnami kawy obok filigranowej filiżanki, naręczem kwiatów, które nie wiem jak to się dzieje, ale ciągle wchodzi w kadr, wyimaginowanej zawartości torebki, a z drugiej strony – może ludzie tak właśnie żyją? Może są wiecznie poukładani, codziennie rano jedzą świeże pieczywo i kupują świeże kwiaty? Kilka razy w ciągu dnia piją kawę i czytają w łóżku jedząc śniadanie (z kwiatami i nogami – wiem bo widzę zdjęcia). I świecami! Może wnętrza ich domów są naprawdę idealne, co okazałoby się smutne dla mnie samej i odarłoby z przekonania, że przecież są ważniejsze rzeczy na świecie niż sprzątanie.

Dalsze żale? W dziewięćdziesięciu procentach Instagram to śmietnisko, na palcach mogę pokazać profile, które faktycznie mnie inspirują i nie kopiują od siebie nawzajem zdjęć i pomysłów. Z założenia Instagram jeśli dobrze rozumiem miał pokazywać naszą codzienność, miał pozwolić dzielić się zdjęciami ze znajomymi i poznawać nowych ludzi. Dzisiaj – najlepiej jest mieć idealną galerię (wszystko na białym tle) i super ciekawe życie. Problem polega jednak na tym, żeby zorientować się czy to życie pokazywane na zdjęciach jest faktycznie prawdziwe? Wiecie o co chodzi, pokazujesz zdjęcia, wkręcasz się w nie na maksa i okazuje się, że prowadzisz podwójne życie? Jedno jest zwyczajne, takie jak zawsze, z brzydkim kotletem na obiad, drugie natomiast – instagramowe, gdzie absolutem jest wszechobecna estetyka i kolor koktajlu dobrany pod kolor paznokci.
Oczywiście i ja tam jestem – tak jak pisałam, zrobię czasami ładne zdjęcie, ułożę coś, dobiorę, ale raz na jakiś czas, z doskoku – pojawiają się nawet selfie po bieganiu – co nie zmienia faktu, że jestem uzależniona od Insta.
Czepiam się? Co Wy o tym myślicie? Jak odbieracie Instagram?