Lakier, który wybrałam podczas zabiegu manicure, jest tak piękny, że muszę się z Wami nim podzielić. W buteleczce wygląda na niemalże czarny i uwierzcie mi nie jest nadzwyczajnie przyciągający. Magia dzieje się po aplikacji pierwszej warstwy, która wygląda jak wiśniowy sok (taki z dzieciństwa), druga warstwa tworzy ciemną, niemalże przejrzałą czereśnię z odrobiną czerni. W zależności od tego jak pada światło w Nuit możecie zobaczyć czerwień, brąz lub bordo, a nawet gorzką czekoladę.

Przyznaję, że niesamowicie mi się podoba, przepięknie lśni i wygląda zjawiskowo. I to jest jesienny znak, noszenie takich odcieni na paznokciach kojarzy mi się jednoznacznie – nadchodzi pora swetrów i rękawiczek oraz wtulania się w wielkie szale nasiąknięte naszymi ulubionymi perfumami. Nuit 1947 jest częścią kolekcji Rouge Dior, która niedawno pojawiła się w perfumeriach, zapowiedź całej kolekcji możecie zobaczyć u Justyny (Błahostki kosmetyczne). Przypadł Wam do gustu mój Nuit po którego mam wrażenie, że przejdę się jednak do perfumerii?