Agata
Manosa

Lektura na niedzielę – 46.

2012-09-09 - Agata Herbut

Od pewnego czasu z wielką siłą powróciły moje zapachowe uzależnienia, chęć wąchania, sprawdzania, otaczania się. Okazało się, że nadal czerpię radość z obcowania z aromatami, które jeszcze do niedawana wydawały mi się nieaktualne, znoszone przeze mnie, wyeksploatowane z emocji. Kiedyś wspominałam Wam, że dla mnie zapach jest absolutnie powiązany z emocjami, uczuciami, ludźmi. Nie wyobrażam sobie pachnieć czymś czego nie widzę, czego nie potrafię sobie wyobrazić. Do zapachów Chanel dorastałam – nie są one łatwymi w odbiorze, na próżno szukać tu płaskich, wtórnych woni. Podobnie jest z Blvgari – o ile czarne Jasmin Noir jestem w stanie nosić na sobie i czuć w zakamarkach szalika, tak np. na samo wspomnienie Omnii (która na wizażu ma całkiem wysokie noty!) ogarnia mnie niepokój. Jedna marka, dwa zapachy – trauma i zimowy, przyjemny otulacz.





Istnieją w mojej kolekcji zapachy, które po prostu są. Nie używam ich często, zdarza się, że wetknę nos w korek, aby utwierdzić się, że wiele nie tracę lub w przypływie wspomnień skropię się delikatnie. To np Code Armaniego, niegdyś uwielbiane przez moją siostrę Ankę – ba, nawet sama jej kupiłam jedną buteleczkę w prezencie – dla mnie w tej chwili to przesłodzone kwiaty z wybijającą na skórze pomarańczową nutą.




Czym pachnę jesienią? Z jednej strony delikatnością pod postacią Pure Verbena Donny Karan, wspomnieniami i przyjaźnią – Mademoiselle Chanel, nieodpartą słodyczą Gina, Benefit. Ile potrwają te znajomości? Trudno przewidzieć, uczę się nowych woni i wciąż znajduję coś nowego, innego, specjalnego.


Jestem bardzo ciekawa czym pachniecie w tej chwili? Jakie są Wasze ulubione perfumy teraz, dzisiaj?