Agata
Manosa

Ulubieńcy kosmetyczni Luty 2017.

2017-03-14 - Agata Herbut

Udało mi się zdążyć przed połową miesiąca! Tym razem krótko i na temat bo w lutym sięgałam najczęściej po niewiele produktów, zarówno jeśli chodzi o pielęgnację jak i makijaż. Na zdjęciach możesz zobaczyć produkty, o których już niejednokrotnie wspominałam i do których chętnie wracam. Zapraszam na lutowych ulubieńców!








Dr Irena Eris
– na zdjęciu jeden produkt, ale na półce kilka z serii nawilżającej. Stosuję serum, krem na dzień, krem na noc oraz koncentrat nawilżający. Wszystkie produkty z serii Prosystem Home Care są naprawdę świetnej jakości i z moją cerą współgrają bardzo dobrze. Mają piękny zapach, są wydajne i lekkie – myślę, że doskonale nadają się na wiosnę lub jesień oraz dla tych z Was, które wybierają lżejsze konsystencje.




Sephora, Oczyszczający krem do mycia skóry z węglem – jeden z najnowszych produktów marki Sephora. Oczyszczające krem złuszczający zawiera mikroperełki peelingujące, które oczyszczają pory, usuwają martwe komórki i wygładzają teksturę skóry. Uwolniona od zanieczyszczeń i nadmiaru sebum, skóra jest gładsza i bardziej promienna.

Odpowiadają potrzebie specyficznej pielęgnacji,
węgiel złuszcza i oczyszcza.

Do plusów można zaliczyć między innymi skład,

idealny format podróżny (kremy mają 50 ml), oraz bardzo przyjemne
formuły, które nie pozostawiają efektu lepkości na skórze.




MAC, Strobe Cream – zapomniałam o nim, przypomniałam sobie i na nowo polubiłam. Rozświetlający krem/baza pod makijaż, która nawilża i dodaje blasku zmęczonej skórze. Często stosuję na sesjach, często stosuję na sobie i wiem, że ma rzesze wielbicielek. Od jakiegoś czasu można kupić go w mniejszych opakowaniach, co opłaca się bardziej niż inwestować w duże. Jest lekki, przyjemny w użyciu i świetnie sprawdza się zarówno solo jak i pod makijaż.






Benefit, Brow Zing – wspominałam na wstępie o produktach do których powracam chętnie. Brow Zing jest właśnie jednym z nich. Uwielbiam! Zużyłam już dwa opakowania i wyobraźcie sobie moją radość, gdy w czeluściach mojej szafki znalazłam zachomikowane jeszcze jedno! Dla mnie jedna z najlepszych palet do brwi w historii, warta każdej złotówki.




Too Faced
Sketch Eyeliner, Espresso
– przyznaję się od razu, że gdy zobaczyłam to plastikowe opakowanie nie wróżyłam nam miłości. Ale stało się! Eyelinery od Too Faced są naprawdę świetne! Niedawno w ramach Beauty Monday pokazywałam turkusową wersję, ta jest równie dobra! Wytrzymuje kilka godzin bez poprawek, jest trwały i naprawdę można nim zrobić kreskę doskonałą. Myślę, że to dzięki dobrze wyprofilowanemu flamastrowi bo w takiej właśnie formy możesz się spodziewać. Czym był inspirowany? Japońskimi piórami do kaligrafii!



Marc Jacobs, matowe kredki do powiek – mój osobisty i absolutny hit sezonu! Lubię je zdecydowanie bardziej od tradycyjnych wersji. Mat jest naprawdę porządny, a kreska super trwała. Można je rozcierać, aplikować na pędzelek, a przede wszystkim bawić się.
Uwielbiam wersję Fine (wine) – burgund o pięknym odcieniu! Pokazywałam ją w ostatnich odcinkach Beauty Monday!




Sisley
Phyto-Cernes Eclat, korektor pod oczy
– od wielu, wielu miesięcy jeden z najlepszych i ulubionych. Ma aż 15 ml więc naprawdę trzeba się postarać, aby go zużyć na własnej skórze. Dzięki ultra-czystym pigmentom błyskawicznie maskuje cienie i podkrążenia oczu; wyciąg z czerwonej winorośli, arniki i miłorzębu japońskiego redukuje opuchnięcia i oznaki zmęczenia oraz widocznie wygładza zmarszczki. Metalowa końcówka masująca daje efekt chłodu, a specjalny pędzelek ułatwia aplikację. Jest naprawdę bardzo dobry!





Givenchy, Prisme Visage

Puder do twarzy w kompakcie od którego jestem trochę uzależniona. Posiadam odcień N°2 Satin Ivoire, który dla mojej jasnej cery jest idealny. Pięknie rozświetla, dodaje lekkiego blasku i tworzy efekt blurowania. Formuła nowej generacji zawiera upiększający kompleks z wyciągiem z jedwabiu, o właściwościach nawilżających i zmiękczających. Zmysłowa, jedwabista konsystencja, zapewnia długotrwały efekt, niezrównaną lekkość i komfort. Cera jest gładka i przyjemna w dotyku. Dodając do formuły magiczną moc jedwabiu, jak również zatomizowane cząsteczki pudrów i pigmentów dla efektu rozświetlenia, w połączeniu z syntetyczną miką działającą matująco, oraz roślinnymi składnikami rozpraszającymi światło, uzyskano efekt wygładzenia skóry i retuszu przebarwień. Jeśli poszukujesz pięknie wyglądającego pudru, który może poprawić samopoczucie to bestsellerowe pryzmy są kandydatem.




Chanel Rouge Coco Shine, 126 Beige Dore – to właściwie bardzo lekko koloryzująca pomadka, przypominająca bardziej balsam do ust. Leki, półprzezroczysty beż ze złotą poświatą i złotymi drobinkami.
Według mnie to idealny odcień w sytuacjach, gdy na przykład nie możesz używać ciemnych/mocnych kolorów na co dzień. Nie klei się, nie lepi, a ja jestem bardzo zadowolona!





Peripera, Peri Tint #1 – kocham tinty i uważam, że to jeden z fajniejszych wynalazków. Najbardziej lubię, gdy można je zwyczajnie wklepać w usta palcem, mogę uzyskać wtedy piękny, niestaranny efekt. Wiem, że spora część dziewczyn nie lubi takiego efektu, ale nie każda z nas musi lubić to samo i w tym samym czuć się dobrze. Zamówiłam z Azji odcień 1, który jest krwistą czerwienią z kropelką maliny – mam ochotę oczywiście na inne i przy następnej okazji zamówię kolejny odcień.




Obiecywałam, że w tym miesiącu ulubieńców nie jest dużo i dotrzymałam słowa! Mam nadzieję, że zainteresowałam Cię swoimi wyborami, który z nich najchętniej byś przetestowała?