Agata
Manosa

Na bogato: masło ze złotem, Tso Moriri.

2013-07-08 - Agata Herbut




Jaki miłośniczka wszelkiej maści brokatu, świecącego pyłu, błyskotek czasami mam w swojej kosmetyczce produkt o takim właśnie działaniu – drobiny na ciele brzmią całkiem nieźle. Tso Moriri to polska marka kosmetyczna, której kosmetyki bardzo cenię (niestety samą firmę odrobinę mniej, ale o tym niżej).






Niewątpliwie jedno z najpiękniej pachnących masełek do ciała jakie kiedykolwiek miałam – w opakowaniu wydaje się być dość twarde jednak przy zetknięciu z dłonią staje się olejkiem. O starej wersji pisałam w styczniu, nowa różni się przede wszystkim opakowaniem (nie, nie i jeszcze raz nie!) działaniem oraz ceną. Nowe masło ma znacznie więcej złotych drobinek, są one jednak na tyle subtelne, że jest to bez znaczenia – pięknie mienią się w słońcu! Mam wrażenie także, że plastikowa wersja, tak ją nazwijmy ponieważ producent zmienił opakowanie z aluminiowego na plastik, czego kompletnie nie rozumiem (w sieci znalazłam zdjęcia złotego masła w starym opakowaniu, w nowym czyli tym co ja mam oraz aluminiowym z naklejkami z plastikowego okazuje się zatem, że jeden produkt można dostać w trzech wersjach) – silniej nawilża i dłużej ten efekt utrzymuje się na ciele.




Przyznam, że bardzo lubię kosmetyki Tso Moriri – są niewątpliwie bardzo ciekawe i naturalne, pięknie pachną i dobrze natłuszczają/pielęgnują ciało. Nie do końca jednak rozumiem strategię firmy – rok temu masło kosztowało 35 zł, w tej chwili – 65 zł. Podobna sytuacja dotyczy musu marchewkowego (35 zł kontra 55 zł). Wiem, że ta podwyżka nie jest podyktowana marżą w mydlarniach, to efekt ciągłego podnoszenia cen przez producenta, co wydaje mi się bardzo nie w porządku i właśnie przez takie działania odechciewa mi się kupować Tso Moriri mimo, że same produkty są naprawdę rewelacyjne!