Serum na noc Synesis jest solidnym i bezbolesnym zastrzykiem odżywiającym skórę podczas
snu. Różnicę widać już po kilku dniach – skóra jest widocznie rozjaśniona i uelastyczniona.
Zwykle nie wierzę w obiecanki firm kosmetycznych, ale tym razem skóra naprawdę promienieje
tak, jakby dostała solidną dawkę serotoniny i skondensowany do kilku nocy turnus w jakimś
dermo-sanatorium. Kosmetyk stosuje się w dwutygodniowych kuracjach, po których powinna
nastąpić kilkutygodniowa przerwa. Ja przerwałam kurację na dwa tygodnie i to chyba optymalna
propozycja, żeby nie przeciążyć skóry witaminową bombą z jednej i nie zagłodzić z drugiej strony.
Serum ma postać olejku zamkniętego w szklanej butelce z aplikatorem. Ten gumowy aplikator,
który trzeba kompulsywnie sciskać, żeby wydusić z niego trzy krople serum nieco mnie drażni,
ale właściwie nie wyobrażam sobie jak inaczej można by zaprojektować buteleczkę, żeby podczas
aplikacji olejek się nie wylał. Więc koniec końców jest to chyba minus dodatni bardziej niż
ujemny.
Jeśli któraś z Was martwiłaby się o to, czy serum nie zatka jej porów albo nie przeciąży delikatnej
skóry, mogę Was uspokoić. Mam bardzo delikatną skórę, arcyczułą na wszelkie przegięcia. Olejek
nie jest ciężki i bardzo szybko się wchłania, więc nie sprawia uczucia jakby dopływ powietrza
został nagle odcięty (co zdarzało mi się kilkukrotnie przy innych kremach na noc).
Jedna jeszcze bardzo ważna rzecz: cudownie pachnie! Rozgrzewający, ciepły zapach.
Kosmetyk możecie kupić w internetowym sklepie Synesis.